
Wesołych Świąt Bożego Narodzenia!
Z całego serca życzę Tobie abyś ten Szczególny czas spędził w gronie najbliższych. Abyś dzielił się szczerą, prostą i bezinteresowną miłością i był wsparciem dla rodziny!
Z całego serca życzę Tobie abyś ten Szczególny czas spędził w gronie najbliższych. Abyś dzielił się szczerą, prostą i bezinteresowną miłością i był wsparciem dla rodziny!
Pomimo mojej własnej niechęci do biegania, udało mi się ukończyć kilka miesięcy temu, półmaraton. Pamiętam jak podczas tego biegu, czułem kłucie w klatce piersiowej a stopy odczuwałem tak, jakbym biegał po rozżarzonych węglach. Zobacz moją relację
I pomimo tego, że tak bardzo tego nienawidzę to jednak to robię. Jakby tego było mało, przygotowuję swoje ciało do startu w maratonie! Ponad 40 km biegu! Nie wiem, jak ja to wytrzymam.
Jednak przeglądając internet, trafiłem na historię człowieka, który mając 61 lat!! stanął na starcie czegoś, co potocznie nazywa się Ultra Maraton. Prawdopodobnie najdłuższy maraton na świecie, który odbywa się w Australii na odcinku bagatela 544 mil (875 km).
Prawdziwy i w najczystszej postaci UltraMaraton! Wyścig nie odbywa się wokół toru czy boiska, lecz przez 875 kilometrów Australii. Od miasta Sydney do Melbourne. Jego wynik nie mierzy się w ilości kilometrów lecz ilości dni do zakończenia.
Prawdopodobnie najtrudniejszy Ultramaraton jaki kiedykolwiek został wymyślony w czarnych zakamarkach zaburzonego umysłu. Jakiś sadysta wymyślił bieg, który rozpoczyna się na parkingu centrum handlowego w Sydney w Australii, a kończy się na parkingu innego centrum handlowego, tyle tylko że oddalonego o prawie 900 km, Melbourne.
Oto mapa Ultramaratonu, która najprawdopodobniej jest podpisywana przed jego rozpoczęciem przez samych zawodników.
Organizatorzy zdaje się wierzą, że zakaz odpoczynku i skrajne wyczerpanie w australijskiej przyrodzie, spowoduje śmierć kilku zawodników po drodze. Gdzieś czytałem, że przeciętny osioł powinien być w stanie przebyć taki dystans w 185 godzin, czyli około 8 dni.
Dla lepszego wyobrażenia sytuacji, światowej klasy uber, hiper, super android maratończyk, może zakończyć ten bieg, gdy przebiegnie półmaraton tam i z powrotem, i znów tam i z powrotem i tak w kółko przez 18 godzin, czyli jakieś 6 razy w ciągu dnia! Po czym idzie spać na około 6 godzin a następnie budzi się i robi to ponownie następnego dnia rano. Ja po swoim pół maratonie spałem około 12 godzin! i przez kilka dni nie mogłem normalnie chodzić!
To wyścig tak cholernie nie do zniesienia, że nie można zaliczyć go jako sportu olimpijskiego. 875 kilometrów to droga ze Szczecina do Rzeszowa! Jednak co roku, około 150 osób staje na starcie tego morderczego wyścigu z nadzieją na wygraną $10.000.
Oczywiście biegacze ci nie starają się tylko o pieniądze, ale i dumę związaną z wygraną najbardziej intensywnego, testu wytrzymałości fizycznej. Twardzi faceci w wieku lat 20 do 30, w sile ich życia, utwardzeni przez lata szkoleń stają na starcie. Większość z nich ubrana w najnowszej generacji ultra, hiper aerodynamiczne stroje do biegów wyczynowych z bogatymi sponsorami za plecami.
A więc najsprawniejsze na świecie ludzkie ciała i najdoskonalsza na świecie technologia.
Aż tu nagle w 1981 roku, na starcie tego corocznego wyścigu, pośród największych biegaczy świata staje pewien facet:
Cliff Young, ponad 61 letni rolnik od ziemniaków. Starszy pan, który na linii startu pojawił się, w nie pierwszej nowości kombinezonie i kaloszach. Ktoś z dziennikarzy nawet zapytał go, co jeśli umrze z wysiłku po kilkuset metrach tego wyścigu. Powiedział im:
– Wychowałem się na farmie, gdzie nie mogliśmy sobie pozwolić na konie lub traktory. A gdy nadchodziła burza, musiałem biegać za stadem zwierząt aby zapędzić je do zagrody. Mieliśmy 2,000 sztuk bydła i około 2.000 akrów. Dlatego czasami musiałem biegać za stadem przez 2-3 dni. Wierzę, że mogę ukończyć ten wyścig, bo to przecież zaledwie dwa dni więcej biegu, niż mam na farmie..”
Oto, co starszy człowiek miał do powiedzenia dziennikarzom.
Tak było w jego przypadku a potem pistolet startera dał znać i ..facet zaczął biec
Wszyscy zawodnicy biegli przez niespełna 17 godzin pierwszego dnia. Potem nadeszła noc. Wyczerpani po 17 godzinach biegu maratończycy, którzy wyeksploatowali swoje ciała do granic możliwości, poszli spać. Wszyscy, z wyjątkiem jednego starszego pana.
Okazało się, że kiedy Cliff Young mówił dziennikarzom o tym, że gonił swoje stado przez trzy dni, miał na myśli, bieganie non stop, po własnych polach, przez trzy dni z rzędu. Bez zatrzymania się lub spania.
Kiedy reszta zawodników pewnego dnia obudziła się, i zobaczyła maleńki cień 61-letniego mężczyzny, biegnącego przed nimi, zdali sobie sprawę, że mieli kłopoty. Cliff Young, ubrany w kombinezon rolnika, u którego wcześniej zdiagnozowano zapalenie w większości stawów kończyn dolnych, właśnie wyprzedzał najlepszych sportowców na świecie.
Pobił rekord wszech czasów Ultramaratonu Sydney – Melbourne. Gdy dostał czek na dziesięć tysięcy dolarów, powiedział organizatorom, że nie był świadomy wygranej. Potem powiedział, że czuł się źle, gdy tylko on otrzymał nagrodę pieniężną, podczas gdy wszyscy biegacze pracowali tak ciężko jak on, więc podzielił wygraną, równo pomiędzy wszystkich uczestników wyścigu.
Cliff Young stał się sławny w Australii w ciągu 4 nocy. Sześciodniowy bieg, nazwano jego imieniem. Trenerzy sportowi zaczęli studiować jego styl biegania. Okazało się niebawem, że jego styl był rzeczywiście jednym z najbardziej skutecznych sposobów biegania, przy zachowaniu największej energii. Niebawem trzech innych sportowców zastosowało jego technikę biegania i wygrali wyścigi w kolejnych latach.
Pan Young, który był w zasadzie starszym panem, w wieku 63 lat przebiegł 150 mil w ciągu 24 godzin. W 1997 roku próbował obiec Australię, aby zebrać pieniądze na bezdomne sieroty, ale wówczas 76 letni Cliff Young, odpadł po zaledwie …6250 kilometrów (3800 mil), czyli mniej więcej trzy razy ze Szczecina do Rzeszowa i z powrotem.
Zmarł w listopadzie 2003 roku, w wieku 81 lat. Jego gospodarstwo rolne wciąż działa. Podczas swojej kariery biegacza, pokonał ponad 20.000 kilometrów. Nigdy nie zatrzymał żadnej nagrody pieniężnej, a zawsze przekazywał je na rzecz organizacji charytatywnych lub znajomym jako prezenty.
Nie pytaj, co inni mogą zrobić dla Ciebie. Zastanów się, co Ty możesz zrobić dla innych…
Historia, którą chcę Ci dziś opowiedzieć, poruszyła mnie głęboko. To opowieść o wielkiej tragedii, ale też o ogromnej sile ducha, wytrwałości i wdzięczności. Bohaterem tej historii jest Mistrz Aikido – Giampietro Savegnago. Kilka lat temu przeżył poważny wypadek samochodowy, w którym stracił nogę. Mimo bólu i dramatycznych okoliczności, udało mu się przetrwać. Jak sam wspomina, zawdzięcza życie… krwi. To właśnie szybka reakcja służb medycznych i natychmiastowe transfuzje uratowały mu życie.
„Zatrzymałem się na poboczu, żeby zadzwonić… Nagle zobaczyłem błysk – to była krawędź samochodu. Wyrzuciło mnie w powietrze… Leżałem na ziemi i zobaczyłem swoją nogę, leżącą kilka metrów dalej… Krew tryskała na trzy metry…” – tak opisuje ten moment Mistrz Aikido. Tylko dzięki błyskawicznemu działaniu ratowników i aż jedenastu transfuzjom krwi – udało się ocalić jego życie.
To, co wielu z nas uważa za coś oczywistego, w tamtym momencie okazało się cudem. Krew – coś tak prostego, a jednocześnie tak potężnego. Bez niej nie ma życia. Mistrz Aikido przeszedł długą drogę rekonwalescencji, stracił nogę, ale nie poddał się. Dziś nadal jest aktywnym nauczycielem i inspiracją dla innych. Swoim przykładem pokazuje, że nawet po wielkiej tragedii można odnaleźć sens, cel i siłę do dalszego działania.
Dla wielu ludzi Aikido to nie tylko sport – to droga życia. Ja sam od lat trenowałem tę sztukę walki pod okiem Senseja Jacka Wysockiego w Szczecinie. Tam też poznałem wyjątkowego człowieka – Marcina Velinova, który od dawna powtarza: „Krew ratuje życie”. Marcin nie tylko mówi – on działa. Organizuje kampanie, edukuje, zachęca ludzi do oddawania krwi. Niedawno opublikował poruszający film, który skłonił mnie do refleksji i do podzielenia się tą historią z Tobą.
Film ten możesz obejrzeć poniżej – warto poświęcić kilka minut, by spojrzeć na życie z innej perspektywy.
Mistrz Aikido przeżył dzięki temu, że ktoś – może zupełnie obca osoba – zdecydował się kiedyś oddać krew. To właśnie ta decyzja uratowała jego życie. Ty również możesz mieć wpływ. Oddając krew, dajesz innym szansę na przeżycie. To jeden z najprostszych, ale zarazem najbardziej bezcennych darów, jakie możesz ofiarować drugiemu człowiekowi.
Nie trzeba być lekarzem czy ratownikiem, by ratować życie. Wystarczy być dawcą. Może to być jednorazowy gest, a może decyzja, która stanie się częścią Twojej codzienności. Wiele osób nie zdaje sobie sprawy z tego, jak wielki jest deficyt krwi w szpitalach. Wypadki, operacje, choroby nowotworowe – wszędzie tam krew jest niezbędna. A co, jeśli to Twoja krew uratuje kolejną osobę?
W społeczeństwie często czekamy, aż ktoś inny podejmie działanie. Ale prawda jest taka, że każdy z nas ma moc, by coś zmienić. Mistrz Aikido swoją historią pokazuje, jak wiele zależy od dobrych decyzji innych ludzi. Gdyby nie dawcy krwi, jego życie mogłoby zakończyć się tragicznie. Dziś ten sam człowiek nie tylko żyje, ale nadal dzieli się swoją wiedzą i inspiruje setki osób.
Mistrz Aikido to symbol nie tylko wytrwałości, ale też wdzięczności. Dzięki niemu wielu z nas może lepiej zrozumieć, jak ważna jest solidarność i odpowiedzialność za drugiego człowieka. Każda kropla krwi może być początkiem nowej historii – takiej, która zmieni życie, a może nawet uratuje je całkowicie.
Może nie jesteś wojownikiem w tradycyjnym sensie. Ale w dzisiejszym świecie prawdziwym bohaterem jest ten, kto podejmuje świadome decyzje – z troską o innych. Zastanów się: czy jesteś gotów oddać coś, co masz za darmo – by komuś uratować życie?
Mistrz Aikido przeżył dzięki ludziom takim jak Ty. Może kiedyś ktoś przeżyje dzięki Tobie.